Podczas niezbyt długiego pobytu, trudno jest odwiedzić… ten destinations
(dziesięć destynacji – wysp). Nam udało się być na dwóch: Boa Vista i Santiago.
Tak jak wspominałem wcześniej, każda wyspa jest inna. I tak jest też w
przypadku zestawienia i porównania ze sobą tych dwóch.
Boa Vista – jej nazwa rzekomo pochodzi od słów marynarzy, którzy „błąkali”
się na morzu, po szalejącym wcześniej sztormie i kiedy ujrzeli ląd, właśnie
mieli zakrzyknąć boa vista – co mniej więcej znaczy dobry widok. Wyspa jest
jedną z najbardziej wysuniętych na wschód i trzecią co do wielkości spośród
pozostałych. Leży w grupie tzw. wysp barlavento – tzn. zawietrznych. Nie jest duża:
jej faktyczna wielkość to ok. 31 km. w kierunku północ-południe i ok. 29 km. ze
wschodu na zachód. Dominującą formą krajobrazu jest…pustynia: kamienna,
piaszczysta – zwłaszcza w części zachodniej i północnej, natomiast w części
południowej i wschodniej znajdują się niewielkie wzniesienia, a wśród nich
najwyższy „szczyt” wyspy Monte Estancia o wysokości 387 m.n.p.m. Boa Vista
kojarzona jest również (i jak najbardziej tak też powinna) z pięknymi
piaszczystymi plażami, których łączna długość wynosi ponad 55 km.
Stolicą wyspy (albo może jej największym miastem) jest Sal Rei. Spokojne
nadmorskie miasteczko z niewielkim portem, niewielką stocznią i plażą miejską (tą
najbliżej centrum) przy której rozlokowały się łodzie rybackie. Na głównym
placu miasta – Praça de Santa Isabel zobaczyć można kolorowe fasady budynków, a
wśród nich katolicki kościół Santa Isabel, zbudowany w stylu kolonialnym i
ozdobiony przez elewacje barokowe w odcieniach piaskowym i jasnoniebieskim. W
samym centrum rynku jest punkt informacji turystycznej (prowadzony przez
sympatycznego Włocha). Nazwa miejscowości – Sal Rei, tłumaczyć można, jako:
królewska sól. I nie wzięła ona się przypadkiem. W przeszłości pozyskiwano
tutaj (w północno-wschodniej części miasta) ponoć najlepszą jakościowo sól.
Z głównego placu miasta idąc wzdłuż fasady kościoła (lekko pod górę) można
dojść np. do budynku poczty, a skręcając przed nią w prawą stronę można obrać
kierunek na największą plażę miejską – Praia de Cruz, przy której (na szczęście
po drugiej stronie ulicy) rozlokowały się apartamenty i hotele turystyczne.
Plaża w porównaniu do innych na wyspie, nie robi przesadnego wrażenia. Stąd,
idąc pieszo (w zasadzie kontynuując kierunek), możemy dojść do położonej na
wzgórzu – wyremontowanej kaplicy – Nossa Senhora de Fátima lub (najlepiej
samochodem) kierować się w stronę jednego z symboli wyspy – wraku statku Santa
Maria. Dostać się do niego możemy na wiele sposobów: pieszo, quadem, jeepem.
Przyjmując, że najbardziej optymalne jest wynajęcie jeepa (który może pokonywać
trudne drogi, ale jednak nie wszystkie), zaczynając podróż od placu miasta Sal
Rei należy kierować się najpierw na port, a następnie (dojeżdżając do miejsca,
gdzie stoją w piasku trzy zużyte już statki) skręcić w prawą stronę (ten sam
kierunek co do kaplicy). Po przejechaniu ¾ drogi wzdłuż plaży, skręcić trzeba
lekko w prawo, w kierunku na cmentarz. Na wysokości cmentarza droga skręca w
lewo, lekko prowadząc pod górę. Brak tutaj jakichkolwiek drogowskazów, ale
orientacyjnie można kierować się na stojące na wzgórzu trzy (nowoczesne)
wiatraki. Jadąc cały czas główną ścieżką pod górę (po kabowerdyjskim bruku),
należy skręcić w prawo (w ścieżkę jeszcze gorszej jakości) ok. 300-400 m. przed
widoczną budką wartowniczą (w której – jak zawsze – miły ochroniarz, pilnuje
wjazdu bezpośrednio pod wiatraki, wiemy, bo dojechaliśmy pod budynek i on
właśnie wskazał nam drogę wcześniejszą). Stąd – tyle ile będzie mogło „pokonać
kamoli” wasze auto, należy jechać do momentu, kiedy droga ze wzniesienia
„schodzi” w dół (dalej już nie ma sensu jeepem, bo piachu jest naprawdę sporo,
a po za tym, właśnie ze wzniesienia widać w oddali – jakieś 30-45 min. marszu –
wrak). To co pozostało ze statku Cabo Santa Maria, to jedno wielkie złomowisko,
ale robi wrażenie, tym bardziej, że znajduje się bardzo blisko brzegu. Z roku
na rok jest go co raz mniej. A stoi tak od 1968 roku, kiedy (ponoć w niedzielną
noc) wbił się w piaszczysty brzeg wyspy. Trzeba podkreślić, że wraków (jednak
pozostałych już tylko pod wodą) jest wokół wyspy sporo (niektóre źródła podają
ich 300 szt.), a ma to swoje uzasadnienie, w rzekomych anomaliach magnetycznych
panujących właśnie wokół Boa Visty.
Najstarszą osadą na wyspie jest Povoacao Velha, do której można się
dostać aluguer’em lub wynajętym autem, ale…nie wiem czy naprawdę warto.
Na nas większe, pozytywne wrażenie zrobiły urocze miasteczka położone we
wschodniej części wyspy: Joao Galego, Fundo de Figueiras, czy Cabeco dos
Tarafes. Z tej ostatniej (dojeżdżając na jej obrzeża – pod tablicę końcową
miasteczka) można, skręcając w prawo, pod górę, udać się najpierw „marsjańską
równiną”, a następnie skalisto-piaszczystym wąwozem do „naturalnych basenów”
Odjo de Agua (marsz w jedną stronę to ok. 1 godz.).
No i oczywiście Boa Vista to plaże, a jak plaże, to nie można zapominać
o symbolu całego archipelagu, jakim jest żółw. Okazuje się, że plaże wyspy (głównie
właśnie Boa Vista) co roku (od czerwca do listopada) odwiedzają żółwie,
składając tutaj jaja, z których wykluwają się młode. Jest to jedno z głównych
miejsc narodzin żółwi na całym Atlantyku. Być może następnym razem dane nam
będzie przybyć na wyspy w innym terminie i będziemy mieli szczęście zobaczyć
narodziny żółwi, nie stwarzając im żadnego zagrożenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz