14.04.2022

GAMBIA – MAŁY KRAJ, WIELE MOŻLIWOŚCI CZ.1

Gambia to naprawdę najmniejsze państwo kontynentalnej Afryki, położone w jej zachodniej części, otoczone Senegalem (a w zasadzie wciśnięte w jego terytorium), z dostępem do Oceanu Atlantyckiego. Państwo nazywające się jak rzeka, albo rzeka nazywająca się tak, jak państwo. Jedno jest pewne obydwa byty są ze sobą nierozerwalnie związane – rzeka rozciąga się przez całą długość kraju (na odcinku 480 km.), a kraj nie chce zbytnio oddalać się od rzeki. W najszerszym miejscu terytorium Gambii ma 48 km., a przeciętnie 32 km. Pisząc powyżej o nierozerwalnym związku rzeki z państwem, zastanawiam się, czy słowa te są przeze mnie odpowiednio użyte. A to dlatego, że w zasadzie, to rzeka rozdziela obie części państwa, a nie je łączy – na całej swojej długości (głównego nurtu) brak jest jakiegokolwiek mostu łączącego oba brzegi.


Przybywający co raz liczniej turyści (w tym również z Polski), najczęściej korzystają tylko z uroków wypoczynku w hotelach (których jest co raz więcej), zlokalizowanych przy oceanicznych plażach. To błąd! Gambia jest małą cząstką kontynentu (wydzieloną administracyjnie) i jak przystało na „malucha” oferuje w małych ilościach, ale wiele twarzy całej Afryki. Kraj ma naprawdę sporo do zaoferowania dla turystów. Chcąc poznać osobliwości przyrodniczo-kulturowe Gambii, osobiście polecam, a przed wylotem odsyłam do zasobów internetowych, po szczegóły, a warto odwiedzić chociażby http://www.visitthegambia.gm 
http://www.ttag.gm  http://www.gambia.pl/pl  
http://www.accessgambia.com/information/travel-tourism.html




Z ciekawostek, które można przeczytać o tym kraju warto zatrzymać się na jego historii. Gambia pełniła rolę jednego z centrów handlu niewolnikami. Przez jej obszar przewinęło się setki tysięcy ofiar. Nie wolno tego zapominać! A przypomniał nam wszystkim o tym niejaki Haley, amerykański pisarz, który swoją powieść pt. Korzenie, napisał na podstawie przekazywanej mu rodzinnej historii o jego przodkach, którzy rzekomo pochodzili z ludu Mandinka (obecnie to największa grupa etniczna w kraju), właśnie z obszaru dzisiejszej Gambii. Drugi aspekt historii wiąże się poniekąd z Polską. Otóż, w XVI w. niejaki Gotthard Kettler, będący księciem Kurlandii, został lennikiem króla polskiego Zygmunta Augusta. Niecały wiek później jego potomek Jakub Kettler – lennik wówczas panującego Jana Kazimierza, postanowił posiadać zamorskie kolonie. W 1650 r. zorganizował „kompanię gwinejską”, a w 1651 r. po dotarciu okrętów do ujścia rzeki Gambii, jego kapitan kupił od władcy plemienia Barra najpierw bezludną wyspę na rzece, a następnie kilkudziesięciu kilometrowy pas ziemi wzdłuż brzegi rzeki. Po wybudowaniu fortów i bastionu, fortyfikacje te dawały możliwość kontrolowania handlu i podróży wzdłuż rzeki. Kres kurlandzkiemu panowaniu przyniósł niestety potop szwedzki. Ketler lojalny wobec polskiego króla Jana Kazimierza został osadzony w więzieniu, gdzie spędził dwa lata. Wykorzystali to najpierw Holendrzy, a następnie Anglicy, przejmując wyspę św. Andrzeja ) i pozostałe terytoria. Obecna nazwa wyspy to James Island, a co raz częściej nazywana jest wyspą  Kunta Kinteh (bohatera powieści i filmu Korzenie). Na podstawie tych faktów, stwierdzić można, że część dzisiejszej Gambii to dawne zamorskie terytorium Polski.




Po kraju poruszać się można na różne sposoby i trudno powiedzieć, który jest najlepszy. Jedno jest pewne – na pewno warto! Można korzystać z nowo pojawiających się wypożyczalni samochodów – po pierwsze drogo, po drugie (moim zdaniem), nie ma potrzeby. Można korzystać z transportu lokalnego – Afryka!, zatem mamy do dyspozycji wieloosobowe, nie młode już i często nie w pełni sprawne busy (za to frajda z jazdy i bezpośrednie obcowanie z tubylcami zapewnione). Można też korzystać z usług lokalnych organizatorów turystyki, którzy dysponują środkami komunikacji – warto rozważyć tę opcję i oczywiście…należy się targować. Jakość dróg pozostawia wiele do życzenia. Stwierdzić należy, że drogi na północ od rzeki są lepsze – więcej na nich asfaltu, na dłuższych odcinkach (ale niebawem ponoć ma tak też być na południu). Infrastruktury drogowej (restauracje, stacje benzynowe) w zasadzie nie ma żadnej, po za nielicznymi wyjątkami. Przy drogach, co jakiś czas ulokowane są posterunki policyjne kontrolujące i sprawdzające (w zasadzie to nie wiadomo co), zabierające czas, zwłaszcza na dłuższych podróżach.


 


Istotną „arterią” jest droga wodna – rzeka. Jest ona spławna (nawet dla dużych jednostek od ujścia aż do MacCarthy Island). Rzeka jest nie tylko „ścieżką” komunikacyjną, ale również sama w sobie jest atrakcją, a zwłaszcza rejsy jej nurtem. Bez wątpienia warto rozważyć jej wykorzystanie – szczególnie polecam! – na dalszym, dużo bardziej atrakcyjnym odcinku. My nasz rejs zaczynamy z miasteczka Kuntaur, opływamy wokół kompleksu pięciu wysp (Baboon Islands) i z poziomu rzeki (w zasadzie jedyny możliwy) podziwiamy Park Narodowy Rzeki Gambii, kierując się następnie do Janjanbureh. Park stanowi ostoję dla zagrożonych w Gambii hipopotamów oraz szympansów. Można tutaj obserwować wiele z pośród zarejestrowanych 560 gatunków ptaków. W krajobrazie parku dominują głównie lasy tropikalne, tzw. galeriowe, gdzie korony drzew stykają się z lustrem wody, tworząc nad nią zacienioną galerię. Mamy szczęście i udaje nam się dostrzec pływające sobie w rzece hipopotamy.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz