11.06.2022

SINGAPUR – TUTAJ SPOTYKAJĄ SIĘ PASJA I MOŻLIWOŚCI



Singapur to naprawdę ekscytujące miejsce pod wieloma względami na mapie turystycznej Azji i Świata. Przygotowując się do wyjazdu buszowałem po wielu stronach internetowych, w tym także po stronie Narodowej Organizacji Turystycznej. Zainteresowała mnie spisana tam misja turystyczna miasta – państwa: Kształtowanie dynamicznego krajobrazu turystycznego we współpracy z przemysłem i społecznością. W zasadzie nie było to nic odkrywczego. No przecież chodzi o Singapur – wszyscy wiemy: Tam spotyka się wschód z zachodem! No właśnie, ale warto się samemu przekonać i zgodzić ze stwierdzeniem (jednym i/lub drugim) lub nie. Jak dla mnie w przypadku Singapuru hasło organizacji  jest trafione w samo sedno.


Technologia, otwartość społeczeństwa, śmiałe, a zarazem proste rozwiązania widoczne są w Singapurze na każdym kroku i odczuwane od pierwszego kontaktu. Zatem! Jak się tam dostać? – czyli dostępność komunikacyjna. Okazuje się, że najczęściej wykorzystywanym środkiem transportu jest samolot. Z Polski od sezonu letniego 2018 mamy bezpośredni PLL-LOT. Są też inni przewoźnicy latający z Okęcia, oferujący połączenia z międzylądowaniami. Jako alternatywa pozostaje też niedaleki (przynajmniej dla nas) Berlin. Nam udało się polecieć jednym z pierwszych przelotów (uruchomionych w czerwcu 2018 r) liną Scoot – notabene tzw. tania (lowcoast-owa) córka linii singapurskich. Wszyscy przylatujący do Singapuru lądują na lotnisku Chiangi (SIN), gdzie stykają się z dynamizmem, rozmachem, nowoczesnością. Od wielu lat Chiangi jest na topie listy najlepszych lotnisk na Świecie, wg. wielu różnych rankingów. Możecie tam: skorzystać ze spa, obejrzeć tropikalne motyle w motylarnii, zjechać na zjeżdżalni, obejrzeć  film w kinie. Ostatnio dodaną atrakcją – koniec lata 2018 r., jest basen, w którym możecie sobie popływać. Wszystkie wspomniane atrakcje oczywiście za darmo. Co też ważne, możecie zupełnie przyzwoicie i w dobrych warunkach sanitarnych spędzić noc na lotnisku (nie korzystając z hotelu), przed snem racząc się promocyjną, degustacyjną lampką nastoletniej wysokogatunkowej brandy. Naprawdę zmysłowo, alkoholowo smakowita!


Singapur to miasto dla wszystkich. Przyświeca to włodarzą od pierwszego zetknięcia się turysty z jego (miasta) strukturą, już na lotnisku. Dostanie się z niego do centrum metropolii nie powinno przysporzyć nikomu żadnych problemów. Po odprawie paszportowej (na to zawsze trzeba przeznaczyć trochę czasu) i przejściu w tzw. strefę otwartą, należy za kierunkowskazami przejść na najniższy poziom na stację Mass Rapid Transit (MRT), zwyczajowo nazywanego metrem. Jest to najbardziej optymalny środek transportu pod każdym względem. Stamtąd (w połączeniu z innymi liniami) można dostać się w wiele miejsc. Bilet kupuje się w biletomatach, wybierając stację, na którą chcecie się udać. W całej wielkomiejskiej różnorodności Singapuru, jego wielkości, rozmachu, wielokulturowości, widać też i czuć jasność i klarowność przekazu, tak potrzebną nowo przybyłym. Każdy szyld, znak, kierunkowskaz jest widoczny, dostępny i zrozumiały. Tak jest na lotnisku, na mieście i w każdym innym miejscu.




Oczywiście, miasto posiada mnóstwo osobliwości. Nie sposób je wszystkie w krótkim czasie zobaczyć, nie ma potrzeby też wszystkich specjalnie polecać, czy opisywać. Tylu ilu jest turystów, tyle może być celów, dla których odwiedza się dane miejsce (no może przesadziłem z tą ilością celów, zważywszy na fakt, że w ostatnim roku zrealizowano ponad miliard podróży międzynarodowych na Świecie). Standardem, a w zasadzie obowiązkiem dla wszystkich turystów przybywających do Singapuru jest Marina Bay. Nowoczesność i tradycja: pomnik Merylion vs Hotel Marina Bay Sands, Muzeum Sztuki i Nauki vs Hotel Fullerton, dawna niska zabudowa nadrzeczna vs wysokie wieżowce. To symbole miasta – państwa, rozpoznawalne i przyciągające rzesze turystów.




Każdy z tych wspomnianych obiektów jest poparciem hasła na dynamicznie zmieniający się krajobraz. Nawet, w prozaicznie banalnych rozwiązaniach to widać, czego przykładem może być Helix Bridge. Most dla pieszych, który nawiązuje swoją budową do podwójnej helisy, podobnej do tej tworzącej DNA organizmów. Rozciąga się na długości 280 m, a składa się z trzech przęseł o długości 65 m i dwóch przęseł po 45 m. Gdyby stal wykorzystana do tej konstrukcji była rozciągnięta prosto, miałaby długość 2 km i 250 m. Most wykonano w całości ze stali nierdzewnej, a wieczorami mieni się tysiącami kolorów, bo cała jego konstrukcja wyposażona jest w LED-owe oświetlenie, tworzące iluminacje świetlne. Most Helix Bridge uznano na Światowym Festiwalu Architektury w Barcelonie, w roku 2010 za najlepszą konstrukcję transportową na świecie.


Zaprzeczeniem nowoczesności, ale przecież wcale nie odległej architektonicznej przeszłości, jest Świątynia zęba Buddy (została wybudowana dopiero w 2007 roku), w dzielnicy Chinatown. Świątynia i zarazem muzeum Buddy, to bogato zaprojektowane wnętrza i eksponaty poświęcone buddyjskiej sztuce i historii. Nazwa Świątyni wywodzi się od tego, co buddyjscy mnisi uważają za lewy kieł zęba Buddy, który został odzyskany z jego stosu pogrzebowego w Kushinagar w Indiach. Na najniższym poziomie mieliśmy szczęście krótko „uczestniczyć” w obrzędach religijnych. Niesamowite wrażenie zrobiła mantra wielu mnichów i uczestniczących wiernych. Sposób i szybkość czytania świętych ksiąg był dla nas intrygujący i oryginalny. Muzeum Kultury Buddyjskiej, zlokalizowane na trzecim piętrze posiada szereg cenionych artefaktów Buddy, takich jak: relikwie kości i języka, a Święta Sala Światła na czwartym piętrze zawiera centralny punkt świątyni – relikwie zęba. Mieszczą się one w gigantycznej stupie ważącej aż 3500 kilogramów i zrobionej z 320 kilogramów złota, z czego 234 kilogramy zostały ofiarowane przez wyznawców i wielbicieli. Nie sposób będąc w Świątyni, nie pamiętać o jej nieco odleglejszym otoczeniu, tzn. wspomnianej wcześniej dzielnicy Chinatown. Warto przespacerować się chińskimi uliczkami.





Z mojego punktu widzenia – osoby przykładającej dużą wagę do obiektów z Listy Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego UNESCO, na szczególną uwagę w Singapurze zasługuje Ogród Botaniczny. Zlokalizowany w północno-zachodniej części tzw. Regionu Centralnego, ok. 1,5 km od Orchard Road i ok. 4,5 km od samego Centrum. Najłatwiej (tak jak do wielu innych miejsc) dostać można się do niego MRT – metrem, którego dwie linie Circle Line i Downtown Line posiadają stacje noszące nazwę: Botanic Garden. Ogród zajmuje powierzchnię 74 ha – to sporo!. Aby go zwiedzić trzeba poświęcić na to sporo czasu, od ok. 1 godz. – dla super minimalistów, po cały dzień dla miłośników roślin. (a nawet dwa lub więcej dni, dla tych, którzy kochają orchidee). Obecny ogród został „powołany do życia” w roku 1859, a w roku 2015 został wpisany na listę UNESCO, ponieważ przetrwał do dnia dzisiejszego w niewiele zmienionej formie. Jeżeli chcecie zobaczyć ponad tysiąc gatunków naturalnych orchidei i ok. dwa tysiące hybryd storczykowatych (to ten sam kwiat), jeżeli będąc w Azji płd.-wsch. nie możecie odwiedzić lasu równikowego (deszczowego), jeżeli chcecie poczuć charakterystyczny zapach imbirowy, wydzielany przez ponad 200 gatunków roślin tego typu, jeżeli chcecie przejść się aleją palm arekowych – to koniecznie trzeba odwiedzić Ogród Botaniczny. Wstęp na teren jest bezpłatny, a płaci się tylko za zwiedzanie ogrodu storczyków. O wartości Ogrodu Botanicznego  i zainteresowaniu nim turystów, niech potwierdzi fakt, że w latach 2012–2013 był on najczęściej odwiedzanym ogrodem botanicznym na świecie. Jest jeszcze w ogrodzie, coś co mile jest nam Polakom. Pomnik Fryderyka Chopina, autorstwa krakowskiego rzeźbiarza Karola Badyny, odsłonięty 5 października 2008 roku. Dodać trzeba, że w skład rzeźby nie wchodzi tylko sam kompozytor, towarzyszy mu…fragment fortepianu, partytura fragmentu poloneza i kobieta – w całości, tak jak jej uosobienie natchnienia przy fortepianie.  Tak daleko i tak polsko – trzeba zobaczyć!





Warto pozostać w tonacji zieleni, roślin i zapachów, i kolejny raz uzmysłowić sobie, jak można kształtować krajobraz uwzględniając jego naturalność i nowoczesność. Wystarczy przemieścić się (oczywiście metrem), wysiadając na stacji Bayfront. Stąd tylko dosłownie parę kroków i mamy przed sobą Gardens by the Bay, obejmujący powierzchnię 101 hektarów. Park składa się z trzech części: Bay South…, Bay East… i Bay Central Garden. Na największą uwagę zasługują oczywiście znajdujące się tam rośliny, ale duże wrażenie robi też infrastruktura, która pozwala je oglądać, czyli oranżerie. Chodzi oczywiście o   Flower Dome i Cloud Forest. Flower Dome to jedna z dwóch zamkniętych przestrzeni zajmująca powierzchnię 1,2 ha. i wysokość 38 m. Znajdują się tam rośliny z różnych regionów Świata, tworzące siedem tematycznych ogrodów. Cloud Forest to przedstawienie chłodnych wilgotnych warunków występujących w tropikalnych regionach górskich. Niestety na te dwie atrakcje trzeba kupić bilety. Bezpłatne jest natomiast spacerowanie po otwartej części ogrodów, gdzie m.in. znajdują się Supetree Grove – sztuczne drzewa. Mają one wysokość od 25 do 50 m. Porośnięte są różnymi egzotycznymi roślinami, a wyposażone w ekologiczne technologie, np. ogniwa fotowoltaiczne, które naśladują ekologiczną funkcję drzew, wykorzystując energię słoneczną. Pomiędzy drzewami znajduje się również zawieszony na wysokości paru-dziesięciu metrów, a długości ok. 50 m. most, na który można się dostać (tutaj również trzeba wykupić bilet) windą znajdującą się w jednym z „drzew”. Koniecznie trzeba odwiedzić ogród wieczorem, codziennie o godz. 19:45 i 20:45, właśnie Supertree Grove ożywają dzięki spektaklowi światła i dźwięku. Wrażenia pozostają na długo w pamięci.






Po dniach zwiedzania przychodzi czas na odpoczynek i relaks, a dla realizacji tej przyjemności proponuję wyspę Sentosa. Dlaczego? Na początek ze względu na jej nazwę, którą tłumaczy się jako: „spokój i wyciszenie”. Chociaż jej jedna z nazwa: Blakang Mati, w języku malajskim oznaczała: „Wyspę śmierci” (dodać trzeba, że w historii nazwa wyspy wielokrotnie ulegała zmianom). No ale z pewnością obecnie zasługuje na miano dobrego miejsca wypoczynku. Znajdują się tam 2 km. plaż, dwa pola golfowe, 14 hoteli, park rozrywki Universal Studios i kasyno. Wiadomo wszem i wobec, że symbolem Singapuru jest Merylion – pół lew, pół ryba, a na Sentosie znajduje się jego największe przedstawienie. Jest jedna rzecz na Sentosie, której nie rozumiem. Przebywając na plaży Palawan (która wcale nie leży na samym południu wyspy), idąc mostem wchodzi się na drugą niewielką wysepkę, na której znajduje się: Uwaga!: Najdalej na południe wysunięty punkt kontynentalnej Azji. Hmm!





Oczywiście na koniec zostawiłem to, o czym najczęściej mówi, każdy, kto nie był w tym kraju, a chodzi mianowicie o prawo singapurskie. Singapur jest znany ze stosowania surowego prawa. Najwyższym wyrokiem jest kara śmierci, którą można zasądzić za wiele przestępstw (chociaż ponoć od 2011 roku nie wykonano żadnego wyroku, na który czeka ponoć 30 osądzonych).Stosuje się w Singapurze karanie chłostą, m.in. m.in. za włamanie, wandalizm czy porwania. Istnieją liczne zakazy karane wysokimi mandatami pieniężnymi. Obok karania za palenie papierosów w miejscach publicznych czy rozmowę przez telefon komórkowy w czasie jazdy, można także otrzymać mandat m.in. za plucie na ulicy, niespłukanie wody w ubikacji, wyrzucanie odpadków na ulicy (w zasadzie czegokolwiek), spacerowanie nago !po swoim mieszkaniu!, żucie gumy do żucia na ulicy (w zasadzie żucie wszędzie, bo nigdzie jej nie można kupić, no chyba że, na receptę od lekarza. Tak, tak! Takie prawo panuje w Singapurze! Nie chciałbym tego oceniać, ani nawet poddawać pod dyskusję, wiem z własnego doświadczenia że: idąc ulicą czujesz się bezpieczny, mieszkańcy widząc zakłopotanie turysty oferują swoją pomoc, spacerując po mieście jako turysta odnosi się wrażenie, że dosłownie przed chwilą ktoś przed wami sprzątał, w sklepach nie ma bramek przy wyjściach, robiąc zakupy w kasach samoobsługowych nie musisz nic odkładać na wagę dla zweryfikowania, tylko wkładasz bezpośrednio do swojej torby, po zostawieniu otwartego auta, nawet z kluczem w stacyjce nie stresujesz się, że ktoś ukradnie auto, jeżeli zostawiłeś kartę płatniczą (przez przypadek, podczas zakupów w sklepie), to sprzedawca zostawi sklep i pobiegnie za Tobą, żeby ją oddać. Takiego Singapuru doświadczyliśmy. Takie są fakty.


Moje wrażenie jest bardzo pozytywne, a odnosząc się do tekstu z Ośrodka Informacji Turystycznej, Singapur ciągle ewoluuje, wymyśla się na nowo i przedstawia siebie, z pasją tworzenia nowych możliwości. Spotykają się tam smakosze, odkrywcy, kolekcjonerzy, poszukiwacze, miłośnicy. Taki jest też mój Singapur. I chcąc się bardziej wczuć w jego niecodzienny klimat pozwoliliśmy sobie również na niecodzienny nocleg w „galaktycznych” kapsułach. Polecam. Szkoda , że było tak krótko.